„Chcę to dać pannie Wendy” – mruknął. „Żeby wiedziała, że cieszę się, że zostanie moją nową mamą”.
Prawie mu powiedziałam, żeby tego nie robił. Prawie powiedziałam mu, żeby zachował ten kwiat dla kogoś, kto na niego zasługuje.
Ale nie zrobiłem tego. Po prostu pocałowałem go w czoło i powiedziałem: „Jesteś taki słodki, mój wnuku”.
Kiedy dotarliśmy, Wendy od razu nas zauważyła. Jej twarz się nie poruszyła, ale wzrok stwardniał.
Szybko przeszła przez podwórze i odciągnęła mnie na bok.
„Dlaczego on tu jest?” gwizdła cicho, ale rozpaczliwie.
„Przyszedł tu ze względu na swojego ojca” – powiedziałem spokojnie, jak zawsze.
„Rozmawialiśmy o tym” – powiedziała. „Obiecałeś, że go ze sobą nie zabierzesz”.
„Nigdy nie obiecałem” – odpowiedziałem. „Powiedziałeś mi, czego chcesz. Nigdy się nie zgodziłem”.
„Mówię poważnie, Margaret” – powiedziała. „Nie powinien tu być. To nie jest przyjęcie dla dzieci. To mój dzień”.
„A on jest synem Matthew” – powiedziałem. „To czyni go częścią tego dnia, czy ci się to podoba, czy nie”.
Skrzyżowała ramiona. „Nie oczekuj, że będę mu robić zdjęcia ani że będę na imprezie. Nie będę udawać, że jest częścią czegoś, czym nie jest”.
Poczułem, jak paznokcie wbijają mi się w dłoń. Ale się uśmiechnąłem.
„Oczywiście, kochanie. Nie róbmy scen.”
