Tylko że… ja już miałem jeden zaplanowany.
Dla przykładu:
kilka tygodni wcześniej zatrudniłem drugiego fotografa. Nie było go na oficjalnej liście wystawców. Był znajomym znajomego, przedstawionym jako gość. Jego zadaniem nie było fotografowanie wystaw ani układanie choreografii tańców.
Jego zadaniem było uchwycenie chwil, których Wendy nie zauważyła lub które nie interesowały jej.
Zobaczył, jak Alex sięga po dłoń Matthew. Matthew mocno go przytulił i otrzepał kurtkę z kurzu. Śmiali się i szeptali. Wszystkie te małe znaki, które mówiły: To dziecko jest tutaj.
Złapał też Wendy. Jak jej erekcja rosła, gdy Alex dochodził, jak jej oczy się zwężały, gdy śmiał się zbyt głośno, i jak ocierała policzek po tym, jak go pocałował.
Po ceremonii zrobiłem sobie zdjęcie z Alexem i jego ojcem. Nic dramatycznego. Tylko chwila ciszy.
Wendy to zobaczyła i się zdenerwowała.
„Nie” – powiedziała bez ogródek. „Absolutnie nie. Nie chcę go widzieć na tych zdjęciach”.
„Tylko jeden” – powiedziałem. „Tylko on i Matthew”.
„On nie jest moim dzieckiem!” – powiedziała ostro.
„Nie chcę go widzieć na żadnych zdjęciach. Proszę, zaopiekuj się nim dobrze”.
Odciągnąłem ją na bok.
„Wendy, teraz jesteś jego macochą. Czy ci się to podoba, czy nie, wyszłaś za mąż za mężczyznę, który już miał syna”.
„Nie pisałam się na to” – powiedziała. „Umówiliśmy się, że będziemy tylko we dwoje. Powiedziałam Matthewowi, ile jestem w stanie udźwignąć”.
Spojrzałem na nią przez chwilę.
