„Papiery rozwodowe. Już je napisałem. Wystarczy je podpisać i sprawa załatwiona.”
Hanh była oszołomiona. Jej usta się poruszały; gardło wciąż bolało ją po operacji; nie mogła znaleźć słów. Jej oczy były pełne bólu i dezorientacji.
Żart?
„Nie żartuję”. Już ci mówiłem, że nie chcę żyć cały rok z chorą i słabą kobietą. Mam dość dźwigania tego ciężaru w samotności. Musisz pozwolić mi żyć z moimi prawdziwymi uczuciami.
Khai mówił spokojnie, jakby mówił o wymianie telefonu i nieopuszczaniu żony, z którą spędził prawie 10 lat swojego życia.
Hanh uśmiechnęła się słabo, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy.
„Więc… czekałeś, aż nie będę mogła się ruszyć, aż nie będę mogła zareagować… żeby zmusić mnie do podpisania?
Khai milczał przez kilka sekund, po czym skinął głową.
„Nie obwiniaj mnie. To musiało się stać prędzej czy później. Mam kogoś innego. Ona nie chce już żyć w ciemności”.
Hanh zacisnął usta. Ból w gardle był niczym w porównaniu z bólem wrzeszczącym w jego sercu. Ale nie krzyczał ani nie płakał głośno, tylko zapytał cicho:
Gdzie jest długopis?
Khai był zaskoczony. „Naprawdę zamierzasz podpisać?”
„Czy nie mówiłeś, że prędzej czy później to będzie musiało się wydarzyć?”
Włożył jej pióro w dłoń. Hanh wzięła je drżącą ręką i powoli podpisała.
„Zrobione. Życzę powodzenia.”
Dziękuję. Oddam dom zgodnie z umową. Do zobaczenia.
Khai odwrócił się i wyszedł. Drzwi zamknęły się z niepokojącą miękkością. Ale niecałe trzy minuty później otworzyli je ponownie.
Wszedł mężczyzna. To był dr Quan, najlepszy przyjaciel Hanh od czasów studiów, który przeprowadził operację. W dłoniach trzymał kartę medyczną i bukiet białych róż.
„Słyszałem, jak pielęgniarka mówiła, że Khai właśnie przybył?”
Hanh skinął głową i lekko się uśmiechnął.
„Tak, przyszedłem po rozwód.”
“Czy wszystko u ciebie w porządku?”
Lepiej niż kiedykolwiek.
