Następnego ranka, z determinacją, której nie czuła od lat, Carmen skierowała się do chaty. Serce waliło jej jak młotem, gdy otwierała trzy zamki. Gdy pchnęła drzwi, owinął ją dziwny zapach papieru i atramentu. Nie było narzędzi ogrodniczych, tylko dziesiątki płócien pokrytych białym płótnem. Sztaluga, pędzle i tubki farb ujawniły prawdę: Andrés, cieśla, potajemnie był artystą. Carmen uniosła najbliższe płótno i wybuchnęła płaczem. To był jej portret, nie Carmen dzisiejszej, ale tej sprzed 40 lat, młodej i promiennej w dniu ślubu.
Cicha miłość
Drżącymi dłońmi Carmen odkrywała płótno za płótnem. Każdy obraz był fragmentem ich wspólnego życia, uchwyconym spojrzeniem Andrésa: Carmen wyrabiająca chleb, czytająca na sofie, podlewająca kwiaty. W kącie znalazła zeszyty, z których wynikało, że Andrés prowadził pamiętnik. Na jego stronach, pełnych szkiców i kolorowych notatek, dokumentował swoją cichą miłość do niej. Łzy spływały po twarzy Carmen, gdy czytała. Andrés kochał ją z tak głęboką namiętnością, że przemienił każdą zwykłą chwilę jej życia w niezwykłe dzieło sztuki.
