Sophie powoli skinęła głową, jakby aż za dobrze rozumiała to uczucie.
„Ja też nigdy nie byłam co do niego pewna. Wiedziałam, że moja matka jest szczęśliwa. Szczęśliwsza niż od dawna. Ale to mi nie wystarczyło. Bo to nie był on”.
Ryan nie pytał, o kim mówi. Już wiedział.
„Mój tata” – wyszeptała Sophie, w końcu podnosząc wzrok. „Chciałam tylko, żeby wrócił do domu”.
Coś złagodniało na twarzy Ryana.
I nagle ich zobaczyłem. Nie jako parę uwikłaną w bałagan, którego żadne z nich nie stworzyło, ale jako dwójkę dzieci, które zostały porzucone.
Nikt z nich już się nie odezwał.
Siedzieli obok siebie i mówili wszystko w milczeniu.
A ja siedziałem naprzeciwko nich, obserwowałem, oddychałem… opłakując to, co straciliśmy.
