Kiedy mała dziewczynka w żółtej sukience wchodzi sama do międzynarodowej korporacji i mówi: „Jestem tu, żeby przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną w imieniu mojej mamy”, nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, co się wydarzy

Hol siedziby głównej Ellison Global Headquarters w Chicago lśnił wysokimi, szklanymi oknami i polerowanymi, marmurowymi podłogami.
We wtorkowy poranek dyrektorzy w eleganckich garniturach, z błyszczącymi identyfikatorami, wchodzili i wychodzili. Nikt nie spodziewał się żadnych zakłóceń. Ale nagle drzwi obrotowe się obróciły i weszła mała dziewczynka, około ośmioletnia, ubrana w żółtą sukienkę.

Dziewczynka niosła w ręku mały płócienny plecak, a włosy miała starannie związane w dwa warkocze. Szła z zaskakującą pewnością siebie, mimo że miała na sobie znoszone trampki. Ochroniarz James zmarszczył brwi i spojrzał na nią z góry.

„Kochanie, zgubiłaś się?” zapytał, lekko się schylając.

Dziewczyna podniosła brodę i powiedziała na tyle głośno, by usłyszało ją kilka osób znajdujących się w pobliżu:

„Jestem tu na rozmowie kwalifikacyjnej dla mojej mamy”.
Recepcjonistka uniosła brew. Mężczyzna z teczką zachichotał nerwowo, myśląc, że to żart. Ale dziewczyna się nie uśmiechnęła.

James mrugnął. „Jak masz na imię?”

„Clara Wilson” – odpowiedziała stanowczo. „Moja matka nazywa się Angela Wilson. Złożyła podanie na stanowisko starszego analityka. Nie mogła. Więc przyszłam ja”.

Tymczasem młoda recepcjonistka o imieniu Melissa podbiegła. „Kochanie, nie możesz po prostu…” Ciąg dalszy na następnej stronie  ️  ⏬⏬ ⏬