Ja też nie – odpowiedziała rzeczowo. – Lekarze myślą, że nie rozumiem, ale rozumiem. Umieram.
Sposób, w jaki to powiedziała, tak spokojny jak na siedmiolatkę, poruszył Johna.
„Boisz się?” zapytał.
„Nie przed śmiercią” – powiedziała. „Umrzeć w samotności”.
Tej nocy Big John zadzwonił do swojego klubu motocyklowego, Iron Wolves. Dwudziestu pięciu braci i piętnaście sióstr, wszyscy twardzi, wszyscy z własnym bólem.
„Jest mała dziewczynka” – zaczął, ale musiał przerwać i zakrztusić się słowami. „Siedem lat. Umiera. Rodzice ją porzucili. Nie ma nikogo”.
„Czego potrzebujesz?” zapytał Bones, prezes klubu.
„Czas. Tylko… czas. Ktoś, kto by z nią posiedział. Robili to na zmianę. Ma może trzy miesiące i panicznie boi się samotności”.
„Gotowe” – odpowiedział Bones bez wahania. „Zaczynamy jutro”.
To, co nastąpiło, było czymś, czego personel hospicjum nigdy wcześniej nie widział. Motocykliści w skórzanych strojach, niektórzy z kryminalną przeszłością, inni z trudną przeszłością, siedzieli w milczeniu przy łóżku umierającej dziewczynki. Czytali jej historie. Bawili się lalkami. Katie pomalowała swoje maleńkie paznokcie na czarno, bo chciała wyglądać na twardzielkę.
Ułożyli plan. Dwie godziny dziennie, 24 godziny na dobę. Katie nigdy więcej nie obudzi się sama.
Savage, były żołnierz piechoty morskiej cierpiący na zespół stresu pourazowego (PTSD) w stopniu tak poważnym, że prawie każdej nocy nie mógł spać, pełnił dyżur od 2 do 4 nad ranem. Śpiewał jej spokojne piosenki, których nauczyła go po hiszpańsku jego babcia.
W szpitalu przed salą nr 117 wisi teraz tabliczka z napisem: „Pokój Katie – gdzie czterdzieści dzieci motocyklistów nauczyło się, że rodzina to nie krew, ale to, kto przychodzi”.
I tak zrobili. Codziennie, przez 93 dni. Byli przy małej dziewczynce, której rodzice nie mogli. Byli przy niej, bo właśnie to robią motocykliści: chronią niewinnych, bronią porzuconych i nigdy nie zostawiają nikogo samego w ciemności.
Katie umarła wiedząc, że była kochana. Czterdziestu motocyklistów żyje ze świadomością, że mieli szczęście, że ją kochali.
Czasami największe podróże nie mierzą się milami, ale chwilami. I przez 93 dni czterdziestu motocyklistów odbyło najważniejszą podróż swojego życia – pozostając w całkowitej ciszy przy łóżku umierającego dziecka, udowadniając, że miłość równie często można znaleźć w skórze, jak i w koronkach.
Katie nigdy nie miała okazji jeździć motocyklem.
Ale ona wjechała prosto w czterdzieści serc i już nie odjechała.
