Mój mąż powiedział mi, że wyjechał służbowo, a ja przyłapałam go, jak kopał dół za naszym domkiem nad jeziorem i krzyknęłam: „Trzymaj się z daleka!”.

Mój mąż pocałował mnie na pożegnanie i powiedział, że jest w podróży służbowej. Uwierzyłam mu. Potem zawiozłam dzieci do naszego domku nad jeziorem i zastałam go na podwórku, kopiącego grób wielkości nagrobka. Zamarł na mój widok i krzyknął, żebym się nie zbliżała. Powinnam była go posłuchać.

Adam pojawił się w moim życiu 12 lat temu. Wciąż dobrze pamiętam ten deszczowy wtorek. Wszedł do mojej małej kawiarni w centrum miasta, przemoczony do suchej nitki i ściskając w dłoni laptopa.

Zamówił cappuccino i zapytał, czy nasze Wi-Fi poradzi sobie z „wdrożeniem kodu”. Zaśmiałem się i powiedziałem mu, że nie wiem, co to znaczy. Obiecałem jednak, że zrobię mu kawę na tyle mocną, żeby aktywowała zaklęcie komputerowe, które rzucał.

Mężczyzna trzymający filiżankę kawy | Źródło: Pexels

Mężczyzna trzymający filiżankę kawy | Źródło: Pexels

Wracał w każdy wtorek. Potem przychodził codziennie. I z jakiegoś powodu nigdy nie odchodził.

Dziś jesteśmy małżeństwem i mamy dwójkę dzieci, Kelly i Sama. Prowadzimy dwie kawiarnie, które ledwo pozwalają nam zachować zdrowy rozsądek w porannych godzinach szczytu. Adam kieruje zespołem IT w startupie, którego nazwy wciąż nie potrafię wymówić.

Jesteśmy bardzo zajęci, ale szczęśliwi. Przynajmniej tak myślałem, dopóki domek nad jeziorem nie zmienił wszystkiego.

Ojciec Adama zostawił go nam trzy lata temu. To stary dom ze skrzypiącymi podłogami, chwiejącymi się podłogami i oknami, które zacinają się w letnim upale. Ale stoi nad brzegiem jeziora Millfield, a o zachodzie słońca woda przybiera złoty kolor.

Dzieciaki uwielbiają to miejsce. My też. Tutaj możemy odetchnąć głęboko i się zrelaksować.

Dom nad jeziorem | Źródło: Unsplash

Dom nad jeziorem | Źródło: Unsplash

W zeszły piątek Adam pożegnał mnie pocałunkiem przy kuchennym blacie. „Jadę do Portland” – powiedział, poprawiając krawat. „Na najwyżej trzy dni. Na konferencję”.

Skinęłam głową i zamieszałam owsiankę Kelly. „Jedź ostrożnie. Zadzwoń, jak dojedziesz”.

„Kocham cię”. Złapał swoją torbę podróżną i wyszedł.

***

Sobotni poranek był jasny i słoneczny. Taki, w który najchętniej wrzuciłbyś wszystko do samochodu i jechał, aż znajdziesz wodę. „Kto chce jechać nad jezioro?” – zapytałem dzieci.

Kelly i Sam prawie mnie przewróciły, gdy biegły szykować swoje stroje kąpielowe.

„Czy uda nam się zbudować największy zamek z piasku, jaki kiedykolwiek powstał?” zapytał Sam, podskakując.

„Zbudujemy całe królestwo z piasku, Mistrzu!” obiecałem mu.

Matka biegnie z dziećmi | Źródło: Pexels

Matka biegnie z dziećmi | Źródło: Pexels

Żwirowy podjazd chrzęścił pod naszymi oponami, gdy dojeżdżaliśmy do domku nad jeziorem. Właśnie grzebałam w torebce w poszukiwaniu kluczy do domu, gdy głos Kelly przerwał popołudniową ciszę.

„Mamo, dlaczego tu jest samochód taty?”

Serce zaczęło mi walić jak młotem. Tam, w cieniu starych buków, zaparkowany był srebrny mercedes Adama. Ten sam samochód, który miał być w Portland. Ten sam samochód, który wczoraj rano wyjechał z naszego podjazdu.

Samochód zaparkowany na gęstym terenie | Źródło: Unsplash

Samochód zaparkowany na gęstym terenie | Źródło: Unsplash

„Zostańcie w samochodzie. Oboje. Nie ruszajcie się.”

„Ale mamo…”

„Nie ruszaj się.”

Szedłem w stronę domu. Każdy krok przypominał chodzenie po mokrym cemencie. Drzwi wejściowe były uchylone. Pchnąłem je opuszkami palców i wszedłem do środka.

“Adam?”

Brak odpowiedzi.

Na stole stała pusta filiżanka po kawie i czajnik. Obok okularów do czytania Adama leżała wczorajsza gazeta, starannie i starannie złożona, tak jak Adam zawsze ją zostawiał.

„Adam, jesteś tam?”

Nic nie wydawało się nie na miejscu, a jednak wszystko wydawało mi się nienormalne.

Czajnik i filiżanka kawy obok starannie złożonej gazety | Źródło: Unsplash

Czajnik i filiżanka kawy obok starannie złożonej gazety | Źródło: Unsplash

Wtedy to zobaczyłem. Przez kuchenne okno, za małym ogródkiem ziołowym, który posadziłem zeszłej wiosny, widniał świeżo wykopany dół. Nie był mały. I nie był to też dół ogrodowy. Był to głęboki, ciemny dół, mniej więcej wielkości człowieka, z kopcem świeżo wykopanej ziemi obok.

„Ale co do…” wyszeptałam do okna.

Zataczając się, obszedłem dom i poszedłem w stronę ogrodu. Dziura była jeszcze większa, niż się wydawało przez okno. Wszędzie walała się czarna ziemia. Łopata tkwiła w kopcu jak nagrobek.

Potem usłyszałem skrobanie metalu o ziemię. Ktoś wciąż kopał.

“Adam?”

Drapanie ustało.

Przerażona kobieta wyglądająca przez dziurę w ścianie | Źródło: Pexels

Przerażona kobieta wyglądająca przez dziurę w ścianie | Źródło: Pexels

Wtedy głowa Adama wyłoniła się zza krawędzi dołu. Jego czoło było pokryte ziemią, a koszula przesiąknięta potem. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.

“WYNAJĘTE?? Co tu robisz?”

„Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Powinieneś być w Portland!”

Wyciągnął się z dziury i chwycił łopatę jak broń. Ręce wciąż mu się trzęsły. „Mia, nie podchodź bliżej”.

„Adam, co ty ukrywasz?” Podszedłem do niego. „Skłamałeś i uciekłeś z walizką, a teraz znajduję cię tu, jak kopiesz doły w naszym ogrodzie, jakbyś był jakimś…”

„Mia, proszę. Przestań. Nie podchodź bliżej.”

Osoba trzymająca łopatę | Źródło: Freepik

Osoba trzymająca łopatę | Źródło: Freepik